2011 New Zeland & Cook Island
2011-11-05, Rarotonga -> Aitutaki
To niewiarygodne jak ten czs szybko leci. Już koniec Rarotongi, dzisiaj późnym popołudniem lecimy do atolu Atutaki! Rano zaliczamy śniadanie i jedziemy naszą furą polansować się na sobotnim targu. To jedyny targowy dzień, zjeżdzają się wszyscy handlujący po wyspie. Można kupić dużo dziwnych pamiątek, są też występy na żywo, nie może zabraknąć jedzenia (od grilowanych kiełbasek i ryb po kokosy ze słomką jako drinki orzeźwiające).



Przyjechaliśmy po pamiątki, ale wybór taki sobie. Podjechaliśmy do miasta i tam były ciekawsze rzeczy. Oddajemy samochód i cudem załapujemy się na autobus. Jesteśmy jedynymi pasażerami, kierowca mówi nam, że pewnie już nikt nie wsiądzie, więc tylko nas odwiezie i wraca do bazy, nie chce mu się jechać dookoła wyspy po próżnicy...

Zostało kilka ostatnich godzin relaksu. Ćwiczymy hamak (koniecznie pod palmą, na której nie ma kokosów - to może być śmiertelna pułapka). Próbuję kajaka morskiego. Nie chce nam się wierzyć, że opuszczamy to świetne miejsce. Bardzo nam się podobał nasz hotelik. Przesympatyczna obsługa, kompletny spokój, nikt się nie kręci. Basen, kajaki, hamaki. W domku pełen wypas. W lodówce woda, mleczko do kawy. Jest kuchenka, kuchenka mikrofalowa, czajnik. Kawa, herbata. Obsłucha przynosi świeże owoce. Codziennie świeże kwiaty... Aż łezka się kręci w oku, że musimy odjeżdżać...



Akcja pakowanie. Linie lotnicze Air Rarotonga dopuszczają tylko 20 kg. A my mieliśmy już przeboje z bagażem 23 kg w Air New Zealand. Przepakowywujemy ile się da do bagażu podręcznego. Wyciągamy duże buty i z żalem chowamy klapki do bagażu. Tymczasem na lotnisku miły Pan, poinformował nas o opłacie za nadbagaż 2 NZD na kilogram, zważył nasze walizy - jedna 22 (więc 2 kilo nadbagażu), druga prawie 24 (więc 4 kilogramy nadbagażu), kazał Monice oddać swój plecak podręczny, bo za duży (kolejne 8 kg nadbagażu) i... puścił nas, bez żadnej opłaty. Po prostu machnął ręką.

Lecimy małym samolocikiem - SAAB 340. Tylko 45 minut, pod nami ocean, ocean, ocean. Na ostatnie 2 minuty przed lądowaniem pojawia się wyspa. Cudowna! Widziy już lagunę i te małe wysepki w środku. Lądujemy na malutkim lotnisku. Czeka na nas Pani z hoteliku, znowu dostajemy kwiaty.



Nasza chatka z widokiem na lagunę to tylko 4 minuty od lotniska. Nawet fajna, z plecionym dachem. Duuużo przestrzeni. Tylko dlaczego tyle komarów? Jest już ciemno, lądowaliśmy o zachodzie słońca (przy równiku zachód już koło 18:30, praktycznie przez cały rok). Pani serwuje nam niemiłą niespodziankę. Pomylili coś z rezerwacjami i do tego samego domku, z widokiem na lagunę (a mają taki tylko jeden), nałożyły im się 2 rezerwację. I oczekuje od nas, że po 2 nocach przeniesiemy się dwa domki głębiej, praktycznie bez widoku. Szybko dodaje, że przeprasza i że dają 50% upustu.

Jesteśmy zmęczeni, nie chcemy się już dzisiaj awanturować, ale rozumiecie chyba że nie jesteśmy zadowoleni. Zarezerwowaliśmy tą miejscówkę już w sierpniu, dostaliśmy potwierdzenie, wpłaciliśmy depozyt i przejechaliśmy te 18.000 km aby spać tam, gdzie nam się wymarzyło. A tak w ogóle to dlaczego my mamy się przenosić a nie ci nowi, którzy przyjadą? No cóż, pomyślimy nad tym rano, nie chcemy oddać naszego domku, jak Pani będzie się stawiać to znajdziemy sobie inne lokum na kolejne dni. Trzeba jeszcze znaleźć jakąś knajpkę na wieczór.

Njabliższa knajpka to 300 metrów plażą lub 800 metrów drogą. Plażą fajnie, ale już po 100 metrach zarastają jakieś krzaki i trzeba iść dziką ścieżką przez las. Jest ciemno, ruszamy. Idąc wzdłuż laguny budzimy tysiące małych rybek, które uciekają przed nami a raczej przed światłem naszych latarek i wyskakują nad wodę. Na plaży spotykamy kraby - małe, średnie i całkiem duże. Wchodzimy w las. Dziwnie tak po ciemku. Ścieżka poprzecinana norami, niektóre wielkości nory lisa czy wilka - to dzienne sypialnie krabów. Nie wierzymy, że mogą być tak duże, dopóki jednego nie spotykamy w drodze ze swojej jamy do morza. Ogromny. Jak mały kotek!

Knajpka fajna, z klimatem. Idzie kolejna rybka, Monika decyduje się na lokalną pizze z pikantnym kurczakiem. Ogromne porcje! Knajpy otwierają się o 18:00 i zamykają o 21:00, więc za bardzo się nie napracują. Dostajemy mapkę wyspy i oglądamy sobie alternatywne miejsca noclegowe, gdyby jutrzejsze negocjacje się nie powiodły. Raczej będzie kiepsko, bo Pani przyniosła już nawet fakturę VAT uwzględniającą przenosiny do tańszego domku. Na razie zapłaciliśmy tylko za jedną noc, więc możemy walczyć bezpiecznie, kasa nie została wydana jeszcze.