2011 New Zeland & Cook Island
2011-11-03, Raratonga, nurkowanie
Dzisiaj znowy napięty plan. Do południa nurkowanie, potem wieczór z pokazem lokalnej kultury. Startujemy z rana, o 7:50 meldujemy się w bazie nurkowej. Sprzęt już znamy, więc odprawa idzie szybko, wskakujemy do samochodu, jedziemy do portu, przebieramy w pianki, 5 minut motorówką i znowu w wodzie.



Dostałem wiaderko z wodą, aby trzymać w nim cały czas aparat kiedy nie nurkuję - wtedy nie ma różnic temperatur, ciągle ma takie warunki jak podczas nurkowania i nie paruje. Z powodów dużego bagażu nie zabrałem jednak podwodnej lampy i zdjęcia wychodzą tak sobie. Praktycznie po 5 metrach pod wodą jest już na tyle mało światła, że lampa jest potrzebna. Na dodatek woda filtruje kolory i im dalej w głąb tym wszystko staje się bardzie szare. Nie nurkowaliśmy dość głęboko - maks 18 metrów, ale średnio siedziliśmy na około 14 metrach, gdzie warunki oświetleniowe były już tylko przeciętne.

Pierwsze miejsce nurkowe to "Mushroom Forest", czyli las grzybowy. Nazwa wzięła się od korali, które tworzą jakby podwodne grzyby. Korale wielkie, niektóre takie "grzybki" mają średnicę kapeluszy sporo ponad 2 metry. Kolejne fajne miejsce, robimy kilka zdjęć i spędzamy pod wodą 45 minut.



Ostatnie miejsce nurkowe na Rarotondze to "Mataola", czyli wrak starego statku handlowego. No to jest dopiero coś! Takie zatopione statki w mgnieniu oka stają się początkiem nowej rafy. Korale obrastają burty, kolejne sztormy rozwalają statek coraz bardziej a niezliczone kolonie ryb zamieszkują powstałe w ten sposó otwory, jaskinie.



Wrak był świetny, kręciliśmy się wokół niego z 30 minut, majestatycznie zawieszeni w wodzie. Mamy już coraz lepszą pływalność, tj. zdolność do utrzymywania się w wodzie nieruchomo, niejako zawiśnięcia w toni. To jedna z trudniejszych umiejętności nurkowych, wymaga bardzo dobrego wywarzenia oraz umiejętności operowania oddechem w celu utrzymania odpowiedniej pływalności. Ostatnie 15 minut z 45-minutowego nurkowania musimy jednak być już wyżej, nurkowaliśmy ostro wczoraj po południu i dzisiaj od rana i nasze komputery nurkowe nakazują małą głębokość albo wyjście z wody - inaczej wzrasta ryzyko choroby dekompresyjnej. Na komputerach pojawia się nasza ulubiona ikonka - zakaz lotu samolotem. Ja nurkowałem trochę głębiej od Moniki i troszeczkę przekroczyłem zadany czas, więc komputer naliczył mi karę, do samolotu mogę wejść dopiero za 19 godzin.



Po nurkowaniu zostawiamy swój sprzęt w bazie do wyschnięcia i biegniemy szybko do baru obok. 12-13 to happy hour, dają 2 drinki w cenie jednego :) Skończyliśmy nurkować i należy nam się nagroda!



Jemy szybko i mały lunch i wracamy do naszego domku. O 16:00 mamy czekać na głównej drodze i przyjedzie po nas transport do wieczornej atrakcji - wieczór kulturalny w wiosce Te Vara Nui.

Autobus podjeżdża mocno spóźniony. Wioska jest po drugiej stronie wyspy, więc po 20 mintuach docieramy. Na początek powitalny drink. Wybrałem "Fish bowl", czyli akwarium. No i dostaliśmy drinka akwarium... No trochę duży. Jak to stwierdziliśmy: może i drink bez palemki, ale palemka nam na pewno odbije, jak tego drinka wypijemy w całości :)



O 17:00 zaczyna się właściwy show. Zwiedzamy wioskę, w każdej chacie jest inna specjalność. Najpierw trochę historii i informacji o wyspach. Wyspy Cooka to 214 km2, podzielone na 15 wysp na obszarze ponad 2 mln km2. Czyli 2/3 Polski na obszarze całej Europy Zachodniej. Gadali też jakieś nudy o plemionach, ich podróżach itp. W drugiej chacie już było ciekawiej, lokalna medycyna. Poznajemy też rybołóstwo, plecionki, stroje, muzykę. Wszystko fajnie pokazane przez ubranych w lokalne stroje mieszkańców, dużo humoru. Na koniec show z kokosem - wspinają się na palmę, zrywają kokosa i pokazują jak go otworzyć w kilka sekund.



Po zaliczeniu wioski pora na jedzenie - dostajemy stolik z parą przemiłych nowozelandczyków. Przyjechali tutaj świętować 50-lecie ślubu. Jemy, pijemy drinki i oglądamy pokaz ludowych tańców.



Nie obeszło się bez (próby) tańców z lokalnymi dziewczętami. Próbowałem jak mogłem, hihi.