2011 New Zeland & Cook Island
2011-10-27, Abel Tasman NP -> Kaikoura, delfiny
Ruszamy znowu z rana, tym razem już o 7:00. Normalnie jak do roboty. Gdzie ten odpoczynek? Gdzie te wakacje?
Mamy do przejechania około 300 km, niby niewiele, ale w NZ są różne drogi i różnie z tym czasem przejazdu bywa. Speiszymy się, bo o 12:15 musiby być w miejscowości Kaikoura, gdzie startujemy "Dophin encounter tour", czyli wycieczka "spotkaj delfiny".

Delfiny będziemy oglądali na wolności, w ich naturalnym środowisku, czyli na głębokich wodach oceanu. Nie ma żadnej gwarancji, że uda się je znaleść. Nie wszystkie wycieczki się udają (wtedy oddają zresztą część pieniędzy, pobierając tylko opłatę za łódź). Chcemy nie tylko zobaczyć delfiny, ale wskoczyć do wody i popływać z nimi!

Woda bardzo zimna, więc trzeba się dobrze przygotować. Takich szaleńców jak my o 12:00 pojawiło się może jeszczcze z 10 osób. Zaczeliśmy mozolnie wciągać na siebie pianki do nurkowania. Grube - 7 mm, do tego kaptur i rękawiczki. Krótki filmik z zasadami bezpieczeństwa na łodzi i już jedziemy na przystań.



Podobno poranna tura zobaczyła delfiny... Pełni nadziei wsiadamy na łódź. Płyniemy dłuuugo. Bardzo długo. Już prawie pogodziliśmy się, że się nie udało kiedy nagle kapitan wypatrzył delfiny. Stadko 6-8 sztuk. Podpływamy, załoga patrzy, czy delfiny zachowują się normalnie i czy mają chęć do zabawy. Tak! Sygnał dźwiękowy, maski na twarz, rurki do buzi i wszyscy do wody! Woda przeraźliwie zimna, ale po chwili pianki zaczęły działać. Delfiny kręciły się zaciekawione wokół pływających ludzi. A ludzie robili wszystko co mogli, aby być interesującymi dla definów i żeby chciały podpłynąć bliżej. Wszystkie chwyty dozwolone - pływanie w kółko, nurkowanie, a przede wszystki wydawanie najdziwniejszym możliwych odgłosów. Delfiny żyją w świeceie dźwięków i nanie głównie reagują. Trzeba było to zobaczyć, banda głupkó w lodowatej wodzie wrzeszcząca i bucząca do rurek od nurkowania, hihi. Zabawa wspaniała, udało nam się chwilę z nimi pokręcić w kółko, przepływały bardzo blisko i nawet nie zauważyliśmy jak minęło pół godziny w wodzie. Wychodzimy na chwilę na pokład, chwila odpoczynku i chlup znowu do wody. FANTASTYCZNE. Sami nie wiemy kiedy zrobiłą się 16:00, czyli pora powrotu do portu. Na koniec delfiny dały jeszcze koncert wysoków z wody (zreztą nikt nie wie dlaczego to robią, chybapo prostu to lubią).




Załączamy też kawałek filmiku, na razie bez obróki, więc jakość niespecjalna (trudno było zachować spokój przy filmowaniu podwodnym z delfinami wokół), całość obrobimy jak wrócimy: > kliknij <


Zmarźnięci, zmęczeni i z bolącym gardłem od wrzeszczenia w wodzie do delfinów dopływamy do portu. Przebieramy się w suche ciuchy i lecimy jeszcze zaliczyć jakąś smażoną rybkę, z której słynie Kaikora. Trafiliśmy to chyba najlepszej smażalni w Nowej Zelandi. Tradycyjnie rybka z frytkami, zawinięta w gazetę. Mniam!



Nocleg spędzamy na pobliskiej plaży, jest tam kemping, mający stanowiska dla takich kamperów jak nasz prosto nad plażą. Szybkie winko i idziemy spać, jutro znowu wcześnie...