2011 New Zeland & Cook Island
2011-11-02, Raratonga, nurkowanie
Śpimy z widokiem z naszego łóżka na palmy i ocen. Wieje lekka bryza, pachnąca egzotycznymi kwiatami i solą morską. Aż nie chce się wstawać. Włączamy telefony - kolejna niespodzianka, polskie sieci komórkowe nie przewidziały tłumu turystów z Polski na Wyspach Cooka i żadna z polskich sieci komórkowych nie podpisała roamingu. No to już nam się dawno nie zdażyło - głuche telefony. Wykupiliśmy kartę internetową, ale idzie bardzo powoli, bajt po bajcie. No cóż, przecież nie po to przyjechaliśmy, aby surfować po internecie.

Aby się odświeżyć wskakujemy na chwile do basenu. Fajnie by było mieć taki w domu, a już najlepiej pod palmami z widokiem na ocean. Od basenu do plaży dzieli nas zaledwie rząd foteli. Właściciele naszego hoteliku prowadzą też knajpkę ze śniadaniami, ruszamy więc na śniadanie, które celebrujemy ponad godzinę. Nie ma co się spieszyć. Znajdujemy chwilę, aby popisać trochę naszej relacji.



O 11:30 udaje nam się złapać autobus i ruszamy do centrum nurkowego. Chcieliśmy poćwiczyć jeszcze obsługę sprzętu w basenie, ale wszyscy są na obiedzie i zapraszają nas na 13:00, tak jak byliśmy umówieni. Wskakujemy do okolicznego baru i sączymy drinki (tym razem bezalkoholowe - nie wolno przed nurkowaniem) patrzymy na ocean, wypatrując przepływających wielorybów. W Nowej Zelandi się nie udało, ale tutaj też jest szansa, ostatnie dni sezonu na wieloryby Humback. Zdaża się, że płyną nawet 150 metrów od brzegu. Obserwujemy stolik przed nami. Zostawlili drinki i poszli się przekąpać do morza. Zobaczyły to od razu ptaki, który podfrunęły i wyciągnęły z drinków pływające owoce, pożerając je!

Na nurkowanie stawiamy się ponownie o 13:00. Spokojna odprawa, sprawdzenie sprzętu, wyluzowanie, nikt nie pogania. Nurkujemy w 3-kę, Monika, Ja i jedna turystka. Do tego przydzielają nam instruktora oraz operatora łodzi. To ważne, bo w wielu klubach na wyspie podczas nurkowania nie ma nikogo na łodzi, więc jak ktoś wypłynie w sytuacji awaryjnej to nie ma nikt mu pomóc. Nurkujemy rekraacyjnie i spokój i bezpieczeństwo cenimy najbardziej, stąd wybór Dive Rarotonga.

Po przygotowaniach wskakujemy w samochód i jedziemy do portu. Przebieramy się w pianki w niemiłosiernym słońcu. Przyjemnie było wskoczyć do wody i zmoczyć piankę, aby dojść do naszej łodzi. Płyniemy bardzo krótko, może z 5 minut. Morze spokojnie, to będzie fajne, spokojne nurkowanie. Łódź malutka, bez pokładu nurkowego, więc po założeniu całego sprzętu - obciążenia, kamizelki z butlą i aparatem oddechowym, maską i fajką, siada się na krawędzi, tyłem do morza i wykonuje przewrót do tyłu. Wygląda to na trudny manewr, ale wcale nie jest. Mamy już na sobie cały sprzęt, włączony, aparat oddechowy w ustach, więc po wskoczeniu do wody spokojnie się prostujemy, pompujemy kamizelki i wypływamy do góry. Czekamy na pozostałych uczestników nurkowania, ostatnie sprawdzenie sprzętu i przewodnik wyciąga rękę z kciukiem w dół - ZANURZENIE!



Na początku schodzimy do miejsca zwanego "Ednas". Dużo korali, wiele kolorowych rybek. Płyniemy spokojnie, bez pośpiechu. Schodzimy na ok. 18 metrów, więc w miarę bezpiecznie. Fajne miejsce, chociaż gdzieś tam podświadomie spodziewaliśmy się czegoś więcej. To wszystko przez to, że nurkowaliśmy już w najlepszych miejscach na świecie i każdemu kolejnemu trudno przyćmić to, co już widzieliśmy. Dzięki lekiemu tempu nurkowania nie przemęczamy się pod wodą za bardzo i powietrze z powodzeniem starcza na 45 minut nurkowania, razem z przystankiem bezpieczeństwa. Po raz pierwszy wychodzę z wody po 45 minutach i ciągle mam >60 barów w butli. Zawsze "wybombywałem" butlę do poniżej 50, czyli praktycznie na rezerwę.

Wracamy na ląd, wymiana butli, chwila odpoczynku, ciasteczko, woda i wskakujemy znowu na łódź. Płyniemy znowu około 5 minut, nasze drugie miejsce nurkowe tego dnia nazywa się "Paradise", czyli raj. No zobaczymy. Schodzimy pod wodę. Jest naprawdę fajnie. Korale układają się w ciekawe wzory, pojawiają się duże grupy ryb. Na samym początku widzimy rekina, na szczęście to bezpieczny White Tip Reef Shark, z charakterystycznym białym paskiem na płetwie górnej. Znowu spokojne nurkowanie, bez pośpiechu, mamy dużo czasu aby popatrzeć na rybki. Niestety nie mamy zdjęć, zaparował nam aparat i fotki wyszły raczej słabe.



Spędzamy pod wodą znowu 45 minut. Potem wyjście, spakowanie sprzętu, powrót do bazy nurkowej, zapisanie w naszych zeszytach nurkowych danych o 2 nowych nurkowaniach, podpisanie ich przez przewodnika i jesteśmy wolni. Patrzymy na zegarek - za 10 minut otwierają knajpy. Bez wachania kierujemy się do jednej z nich, która oferuje darmową odwózkę do miejsca zamieszkania. Jemy przepyszne ryby - mahi-mahi. Podana na coś jakby zapiekance ziemnaczanej, grilowana na węglu. Mniam! Darmowy kierowca z restauracji odwozi nas do hotelu i padamy od razu do łóżka. Jutro nurkujemy już od 8:00!